Richard Drew (Tom Hanks) dużo podróżuje. W samolocie jak zwykle roztargniony, wkłada dwa różne buty. Jego nietypowy ubiór wzbudza na lotnisku zainteresowanie wysokiego urzędnika CIA, który uznaje skrzypka za wybitnego szpiega. Powoduje to, iż mężczyzna staje się obiektem dwóch rywalizujących ze sobą sekcji amerykańskiego wywiadu.
Nawet nie chce słyszeć, że to remake, bo oryginał aż taki stary nie był. Poza tym zrobiony kropka w kropkę, może z kilkoma holiłudzkimi wstawkami(oglądałem połowę filmu), w ogóle bez klimatu oryginału. Oglądałem drugi raz to samo i na dodatek film wydaje się słabszy niż oryginał, więc wielcy amerykanie niech lepiej...
Jeśli ktoś się nie orientuje, to dla porządku: "Człowiek w czerwonym bucie" jest amerykańską wersją starszego o kilkanaście lat francuskiego filmu "Tajemniczy blondyn w czarnym bucie".
Amerykanie kupili prawo do scenariusza i podali go po swojemu, czyli tak, jakby w ogóle nie zrozumieli, gdzie w oryginalnej historii...
Trudno winić Toma Hanksa, ale raczej należałoby reżysera. Jak zwykle amerykańska wersja europejskiego filmu nie jest zbyt dobra. Tak mamy w tym przypadku. Mimo wszystko dużo lepiej ogląda się wersję francuską... :(